Pięć lat po tym, jak zniszczono ziemię.
Pięć lat na to, by zmienić świat.
Pięć lat na to, by stracić wiarę.
Pięć lat by z Lucyny stać się Leikke.
Zdążyłbyś nauczyć się żyć?
W dzisiejszych czasach
nikt nie zwraca uwagi na to, że Twoje imię brzmi dziwnie. W dzisiejszych
czasach to, że podróżujesz konno i w kapturze, nie powoduje, że ktoś chce wrzucić
Cię do pokoju bez klamek.
W dzisiejszych czasach
nie ma nawet psychiatryków.
Wariaci są na wolności.
Przeżyli tylko oni.
Miałaś iść na studia. Miałaś
zrobić karierę. Mieli Ci zazdrościć. Matka miała być dumna.
Nie była.
Kiedy zauważyłaś, że zwierzęta
zaczynają zachowywać się dziwnie, kiedy sama poczułaś zagrożenie, na łeb na
szyję, zaczęłaś uciekać z miasta, nie zważając na rodzinę, która została w domu.
Zamieszkałaś tam, gdzie w trakcie katastrofy było spokojniej – w małym domku
rodziców znajomego, którzy trzymali konie. Dwa tygodnie minęły, gdy odważyłaś
się wrócić do miasta. Gdy rozmawiałaś z ludźmi, przedstawiałaś się już jako
Leikke. Znalazłaś matkę. Nie zdążyłaś się pożegnać. Twoja matka umarła z głodu,
uwięziona w zawalonym domu. Mogłaś jej pomóc.
Ah, tak. Z stajni tamtego
ukradłaś konia. Auta już wtedy nie działały. Zajeździłaś go pół roku później,
gdy uciekałaś ratując swoje życie.
Nigdzie nie chciałaś zostawać na
długo. Bałaś się nowego świata. Byłaś tylko kobietą. Słabą kobietą. Nie miałaś
jednak jak się przemieszczać, nie miałaś do tego map, ani siły.
Podeszłaś do pewnego mężczyzny w
zaimprowizowanym barze, gdzie bimber lano do słoików. On cię wyśmiał.
Głodowałaś.
Pierwsze dwa lata były walką o
przetrwanie. Później coś się zmieniło.
Do dzisiaj nie wiesz skąd pomysł
u tamtych ludzi, by zaczepić Cię na ulicy jednego z zniszczonych, brudnych
miast. Znali Twoje imię. Dali ci mapy. Dali ci pieniądze. Dali ci Karego. Dali
Ci kupę dziwnych sznurków i kamieni z wyrytymi na nich runami. Dali
Ci broń.
Dali Ci zadanie. W jednym z nich poznałaś przyjaciela swojej matki.
Teraz…
Kary prycha cicho, węsząc
wychodzące z lasu mutanty. Skrobie nogą o kamień i wierzgnął łbem. Nie musisz
zmuszać go do galopu. Kary wyczuwa je lepiej od Ciebie. Nic nie widzisz, jest ciemno,
mgła dodatkowo utrudnia widoczność. Słyszysz tylko paskudne chrząknięcia i
warczenie bestii. W pewnym momencie charkotliwy oddech brzmi zaraz po Twojej
lewej stronie. Rzucasz małą kulką w tamtym kierunku i bijesz konia łydkami, by
ogień nie poparzył mu pęcin. Pędzicie w stronę lasu. Nie widzicie już nic.
Zatrzymujecie się, gdy warczenie za Wami ustaje. Odwracacie się i widzicie
jasną łunę pożaru. Kulka znów trafiła na zeschniętą trawę. Klniesz cicho pod
nosem, modląc się, żeby ogień pochłonął kilka mutantów.
Kiedy odwracasz się w kierunku
waszego celu, widzisz dziwne spiętrzenia terenu, odbijające się na tle
jaśniejącego nieba.
To ruiny najwyższych wieżowców
miasta.
Uśmiechasz się lekko do siebie,
zakładasz kaptur i wjeżdżasz między budynki.
Odwiedzasz kilkoro ludzi. Bez
słowa dajesz im jakieś tobołki i czekasz na zapłatę. Rzadko z nimi rozmawiasz.
Nie masz powodu, albo chęci, może ci zabronili. Kary, ilekroć widzi jakiegoś
człowieka, prycha gniewnie, jakby widział mutanta. On po prostu czuje zło.
Tylko z Tobą zawarł układ. W sumie tego nie rozumiesz. Nie zastanawiasz się.
Robisz swoje. Szukasz tego, czego szukać Ci każą, oddajesz ludziom to, co masz im
dać.
Jesteś posłańcem i wybrednym
kupcem.
Zawsze uciekałaś, teraz masz
przynajmniej wymówkę.
I co jeść.
Tak właściwie jesteś tylko
kurierem, ale do diabła, to nie brzmi tak dobrze.
Leikke
22 lata
Człowiek
Polska
Żywioł nieznany.
Przerobione petardy,
drobne mieszanki wybuchowe, łuk, nóż.
Walczy, choć woli
uciekać.
Ma ręce całe w poparzeniach.
Poza tym ma Karego.
I to jest dla niej
najważniejsze.
Nie jesteś stąd, nigdzie nie
należysz i wszyscy to wiedzą.
Na szczęście, masz to kompletnie
w dupie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz